Właśnie wróciłem z Tychów – po wysłuchaniu i obejrzeniu XXVIII edycji Portu Pieśni Pracy (XV – zimowej). W głowie wrażeń pełna gama: od zachwytów do rozczarowań. Festiwal od strony organizacyjnej zasługuje na wielkie uznanie. Z jednej strony można by powiedzieć, że kiedy ma się na liczniku 28 imprez, to czegoś można się nauczyć. A z drugiej – jak mawiają klasycy – nie ma takiej imprezy, której nie można by położyć. Ekipa z Tychów zdała egzamin z organizacji Festiwalu – na 6-kę (celująco). Wojtek Muzyk Harmansa ze spokojem na dyrektorskiej twarzy ogarniał WSZYSTKO na czas i skutecznie, Joanna Lorka Tomczak ze spokojem na kierowniczej twarzy ogarniała sprawy logistyczno-organizacyjne na czas i równie skutecznie. Perfekcja, spokój i długie ruchy Mistrzów. Wszystko przemyślane, przewidziane, przygotowane. Hanysy są Mistrzami w organizacji – potwierdziło się to po raz kolejny. Jeszcze raz – szacun & jeszcze większy szacun!!!
Ekipy techniczne radziły sobie bez zarzutu: „świeciła” firma Muzyka, „kręciła” firma – nie wiem jaka, ale była to pełna profeska. Wytarłem już niejedną scenę i naoglądałem się niejednych znudzonych techników z obsługi sceny, których body language wyrażał niemy krzyk „co ja tutaj k… robię? Kończmy z tym i DO DOMUUU”. Ekipa nagłaśniająca dawała sobie doskonale radę zarówno od przodu – widownia, jak i od, hmmm… tyłu (?) – scena. Próby mikrofonowe miały tym razem głęboki sens. Kapele 5 i więcej osobowe potrzebowały max 5 minut aby osiągnąć stan gotowości scenicznej. AMAZING!!! I szacun dla tych, którzy wybrali i dla tych, którzy kręcili.
Muzycznie i repertuarowo dobór wykonawców był też bez zarzutu. Od ballad (piątek wieczór), przez klasykę a capella, żeglarski pop, aż do folk-rockowych brzmień w najlepszym wykonaniu. Więc różnorodność – TAK, poziom – W ZASADZIE też…
Z wielką przyjemnością posłuchałem asów – Marka Szurawskiego, Andrzeja Koryckiego i Dominikę Żukowską podczas koncertu bardów – zwiewna lekkość bytu, profesjonalizm, zabawa i dystans do wszystkiego. Gratulejszns!
Z przyjemnością posłuchałem Jubilatów – DRAKE z Częstochowy (10 lat na scenach).
W sobotę z dużą przyjemnością posłuchałem NORTH WIND – zespołu, który porusza się w obszarze estetyki – obecnie zupełnie nie z mojej bajki, ale robi to, co robi – zawodowo i oryginalnie czyli STYLOWO. Szczególnie podziwiam technikę gry na gitarze, prezentowaną przez Przemka Maruchacza. Gratulejszns!
Rozbawiła mnie interpretacja SZANTY „Gdzie ta keja” J. Porębskiego w wykonaniu SĄSIADÓW. Wygląda na to, że zespół nie jest taki spięty, na jaki wygląda jeśli chodzi o ich poczynania sceniczne. A przynajmniej bardzo Im tego życzę. Konferansjerka „Wikliny” – Marka Wiklińskiego – na najwyższym poziomie – szczególnie jeśli chodzi o obszar poruszania się na granicy żartu, a nie wiadomości o tym, czy tamtym. Gratulejszns!
BRASY połaskotały mnie mile przypominając niedościgniony przebój dawnych, dobrych RYCZĄCYCH 20 – „Van Diemand’s Land”. Myślałem, że numer jest nie do powtórzenia. Ze względu na to, że tamte 20-ki odpłynęły do portów niebytu… A tutaj taka niespodzianka! No, baaardzo gratulejszns!!!
BANANA BOAT – jak wino. Im starsi i z problemami – tym lepsi. Szoł, jaki zapodają ze sceny, chociaż z tymi samymi, co zawsze patentami, ruchem, konferansjerką, tańcem, utworami – smakuje (mi) jak dopiero co zakupiony. Bawię się! I to dobrze!!! Gratulejszns.
Ale najlepsze i najsmutniejsze (!!!) zostawiam sobie na koniec.
MORDEWIND. Jedyny zespól, którego muzykę „kupuję” i chłonę każdym zmysłem. Różnorodny autorski repertuar, dopracowane, świetne piosenki, świetne aranżacje, rockowy puls, wokale, energia, pomysły, zawodowstwo i… KONIEC DZIAŁALNOŚCI Zespołu. NIE WYRAŻAM ZGODY!!! PROTESTUJĘ!!! Tak nie może być. Najlepsza folk-rockowa kapela na scenie szantowej nie może tego zrobić!!! Jednak MOŻE… Jeśli taka jest decyzja Kolegów – pozostaje ją tylko uszanować. Niech w takim razie żyje Ich LEGENDA!!! Schodzą ze sceny NIEPOKONANI i nie rozmieniający się na drobne. Osobiście bardzo żałuję, że już nigdy prawdopodobnie nie zobaczę i nie usłyszę Mordewindów na scenie. Ale tym lepsze i życzliwsze będą wspomnienia tego, co kiedyś i teraz – w Tychach widziałem i słyszałem. Panowie – EXTREMALNY SZACUN i życzenia spełnienia na nowych drogach! Bardzo się cieszę, że zagraliście 2 krotnie – za moich czasów podczas festiwalu w Mikołajkach. Bardzo Wam dziękuję za te pozytywne wibracje, których mi dostarczyliście. Ps. Moje emocje zapewne wynikają też z tego, że Kapela wykonuje muzykę, w stylu zespołu – kiedyś najważniejszego w moim życiu…
A z wrażeń innego rodzaju…
Upewniłem się, że niestety – nie „kupuję” tego, co oferuje zespół Indygo. Z całym szacunkiem dla pracy i klasy Dominiki. Pozwolę sobie tego nie komentować. Może jedynie tylko tak, że w mojej kategorii oceny: „wierzę – nie wierzę” propozycja zespołu lokalizuje się na skrajnej pozycji drugiej części skali…
Perły i Łotry. Ja wiem, że coś, co było, to se (zwykle) ne vrati. Ale Perły z Adamem to było to, co kochałem. I po cichu zazdrościłem, i marzyłem, że w takiej Ekipie, to chciałbym być… Ale życie jest życiem. Pozostaje tylko życzyć Adamowi spełnienia tam, gdzie jest teraz, a Perłom tego samego, co Adamowi.
Mietek Folk – uczucia mam ambiwalentne. Chłopaków bardzo lubię, bo to kosmici pierwszej wody i modele – jedyni pod księżycem i gwiazdami. A poza tym ziomale (Bartoszyce, Olsztyn) – więc patriotyzm lokalny w jakimś stopniu mnie zobowiązuje. Ale mimo poszukiwań punktu zaczepienia w ich propozycji, to im dalej – tym mniej… Smutno mi z tym.
Konkurs. Miałem zaszczyt i przyjemność zasiąść w Jury. Bezdyskusyjnie najważniejsza nagroda należała się IGI BANDOWI. Zawodowe piosenki, zawodowa aranżacja, zawodowe (no…) wykonanie. Gratulacje dla Ignaca i Koleżeństwa z zespołu. Szkoda, że taka muza z gatunku „nie pod nóżkę” nie jest „sprzedawalna” na festiwalach szantowych. I jest to jeden z powodów, że Ignac chce wkroczyć jeszcze raz w wydeptane ścieżki udziału w konkursach… Szkoooda! Zasługujecie na dużo więcej!!! Gratulejszns!!!
Pozostałe propozycje – bez rewelacji. Większość tekstów pozostawała w stylistyce: pokład był domem mym, bosman po plecach nas batem lał, czas wypić wina (piwa, rumu, whisky) dzban i inne podobne pierdoły – wytrychy… Raz lepiej – raz gorzej. Jasnym punktem była propozycja „Chief i jego maszyna” zespołu „Z dala od zgiełku” – dowcipna piosenka z cytatem z mojego ulubionego Tytusa, Romka i A’Tomka.
7 dziewcząt z „Wbrew Pozorom” mimo ładniutkiego śpiewania jest dla mnie kompletnie nie do „kupienia”… Może z jakimś innym repertuarem?
Cieszę się, że otrzymałem w 3-dniowej pigułce taką porcję fajnego w sumie grania. I fajnego w sumie – śpiewania.
W podsumowaniu: gratuluję, podziwiam i bardzo dziękuję Organizatorom i Uczestnikom, za to, że mogłem wziąć udział (i to aktywny) w takim Festiwalu.
Ukłony pełne szacunku!
Grzegorz GooRoo Tyszkiewicz