Regaty Mistrzostwa Polski w Klasie OMEGA. Jezioro Żywieckie, 24-25 sierpnia 2007 r.

Oj, obrodziło mi wyjazdami „do Czechosłowacji” w tym roku. Obrodziło!!! A to wszystko dzięki promocji, jaką zafundowali mi przed Mirosławem Dunatem – Komandorem i głównym organizatorem regat, Basia i Andrzej Morońscy – właścicele apartamentów GRONIK w Szczyrku. Promocja wynika z tego, iż działają w różnych obszarach człowieczej aktywności. Być może między innymi dlatego znaleźliśmy szybko wspólny język i polubiliśmy się. Basia i Andrzej ścigają się w klasie Omega Standard. Tak się składa, że kilka wielkich imprez regatowych dla klasy Omega odbywa się co roku na południu kraju – między innymi nad jez. Żywieckim – niedaleko Szczyrku. A Oni biorą udział w tych regatach. Regaty, to już nie tylko regaty, ale całkiem pokaźny żeglarski festyn: z infrastrukturą gastronomiczną i całą masą rozrywek, między innymi, a może przede wszystkim – koncertami szant i piosenek żeglarskich. I tak: po nitce do kłębka… Dzięki rzetelnej opinii jednych i skłonności do poniesienia „ryzyka” innych (organizatorów regat tzn ;-) ) zagrałem na kolejnej edycji MP w Klasie OMEGA. Przyjechałem na miejsce już w czwartek wieczorem. Na czas trwania regat przygarnęli mnie pod przytulny dach GRONIKA Basia i Andrzej. Taka impreza to czas i miejsce do zaistnienia tyle ciekawych, co zaskakujących spotkań. Jeszcze pierwszego wieczora spotkałem Marka Perczyńskiego, którego poznałem na obozie żeglarskim nad jez. Wadąg pod Olsztynem, na którym obydwaj byliśmy instruktorami. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że działo się to ok. 20 lat temu… I co to był za obóz! Mmmmm. Samych gości, którzy odwiedzili nas – instruktorów, było w pewnym momencie ok 35 osób (a uczestników obozu – 25). Marek nie zmienił się zewnetrznie ani trochę ;-) ))))) Myślę, że tak samo jak ja ;-) ))))) W piątek rano przemieściłem się na teren „teatru działań”: tzw. WYSPĘ – należącą do Klubu Żeglarskiego HALNY z Bielska Białej. Świetne miejsce do spędzania czasu w pogodne dni. Za kanałem, gdzie cumują jachty znajdują się klubowe pomieszczenia. Na WYSPIE na czas regat stanęła duża scena z oświetleniem i nagłośnieniem. Nagłośnienie wystawił i obsługiwał Wiesiek Tabor – żeglarz i właściciel firmy nagłaśniającej imprezy. Powitanie, mój „fikołek” na trawie wykonany z radości (ała, ała!!!) niedźwiedź z Wieśkiem i Hanią. I prawie zaczął się koncert. Aha! No jeszcze dzięki uprzejmości Radka z HALNEGO przejechałem się quadem – dużą i ciężką maszyną o mocy ok. 60 KM. Jako, że nie miałem żadnego doświadczenia w powożeniu tym pojazdem – przy pierwszej próbie wjazdu na niewielką górkę przykryłem nas maszyną. :-( Całe szczęście, że przytomnie wykonałem Tomoe Nage – przerzut przez plecy z quadem w roli przerzucanego i cała akcja zakończyła się z minimalnymi stratami własnymi. Tylko trochę szyja potem bolała…
No, ale zaczął sie koncert. Podczas koncertu wystepowałem w roli konferansjera, wykonawcy i prowadzącego konkursy. Zagrałem i zaśpiewałem ok. 2 godzinny program złożony z mniej i bardziej znanych żeglarskich przebojów oraz piosenek napisanych przeze mnie. W międzyczasie trawnik przed sceną zaczął się zagęszczać od przybywającej publiczności. Ze sceny witałem sie z kolejnymi znajomymi: Piotrem Gostyńskim, Jerzym Guzikiem (i innymi). Najzabawniejszy kontakt sceniczno-muzyczny miałem z pannami z kręgu „Rodziny Szantymaniaka”, które rozlokowały się pod samą sceną. Po moim występie scena i mikrofony zostały udostępnione młodszym wykonawcom. Z różnym skutkiem i odbiorem publiczności. Wieczorem opanował scenę muzyczny gość regat – YANK SHIPPERS z Podkarpacia. Zagrali ok. 2 godzinny koncert, którym nieźle zabawili publiczność.
Koncert zamknęlismy „Pożegnaniem Liverpoolu” w dość późnych godzinach nocnych.
A następnego dnia po raz kolejny w mym życiu zdobyłem Skrzyczne. Wjechałem na górę kolejką krzesełkową, ale zszedłem na butach. Trochę po szlaku, a trochę poza. Nachylenie stromizny bywało całkiem duże, dlatego bardzo pracowały „mięśnie hamujące” nóg i już na dole – w Szczyrku dolne odnóża trochę mi drżały od wysiłku. Ale BYŁO WARTO!!!
Po południu znowu byłem na „wyspie”. Zagrałem krótki koncert przeprowadzając w międzyczasie 2 konkursy z zakresu wiedzy żeglarsko-nautyczno-geograficzno-astronomicznej. Uczestnicy wykazali się zdumiewająco obszerną i precyzyjną wiedzą. Zarówno ci duzi, jak i ci mali. A potem wystąpili MECHANICY SZANTY. Bardzo lubię ich słuchać. Mimo, że na każdym koncercie grają swoje utwory zawsze tak samo, czyli odzworowując pierwotną aranżację, to jednak prezentują w swojej „produkcji” stały wysoki poziom wykonawczy. I to cenię. Mechanicy grali świeżo, z werwą i energią. Bisowali kilka razy. Po koncercie, nasz wspólny kolega, Wiesiek Tabor zaprosił nas wszystkich na urodzinowe „siątkowe” party. Racząc się smacznym jedzonkiem i newsami ze świata dotrwałem do ok. 2.00, pożegnałem się ładnie i zjechałem do Gronika.
A następnego dnia rano ruszyłem w droge powrotną do domu. Wyjazd i koncerty uważam za bardzo udane.

Kocert w Restauracji SPHINX w Poznaniu, 28 lipca 2007 r.

Na zaproszenie Macieja Olszewskiego – pomysłodawcy i Dyrektora Poznańskiego Festiwalu Szant SZANTA CLAUS FESTIWAL wystąpiłem razem z Januszem Piotrkowskim w dolnej sali „marynarskiej” restauracji SPHINX znajdującej się na Starym Rynku w Poznaniu.
Gospodarze – Jola i Krzysztof Polcowie stanęli na wysokości zadania. Wszystko było przygotowane perfekcyjnie – po poznańsku po prostu. Publiczność dopisała. Wszystkie miejsca były zajęte. Na początku zagrał i zaśpiewał Piotr Ratajczak – laureat III Nagrody pierwszego festiwalu SZANTA CLAUS. Piotr obdarzony jest mocnym, charakterystycznym głosem. I osobowością.
Potem my przejęliśmy „nadzór” nad koncertem. Wytworzyła się naprawdę fantastyczna atmosfera. Publiczność reagowała genialnie. Miała miejsce wyjątkowa wymiana energii. Wszyscy bawiliśmy się znakomicie. W miedzyczasie Maciej przeprowadził kwestę na szczytny cel zakupu jachtu dla niepełnosprawnych dzieci. Zebrał, z tego, co pamietam, całkiem przyzwoitą kwotę. Nie spostrzegliśmy nawet, kiedy przyszedł czas kończyć koncert. Ale tak się jakoś porobiło, że zakończenie trwało i trwało… I zrobiła się godzina 00.30 – już w niedzielę.
Udała się Poznaniakom kolejna sznatowa impreza!
Gratuluję i wpraszam się na nastepne!!!
:-) ))

Kilka zdjęć z kocertu – w galerii. Zapraszam.