Rejs po Zatoce Gdańskiej na kutrze „Captain Morgan”, 30 czerwca 2007 r.

Ale się działo!!!
Załogę „CAPTAINA MORGANA” z Helu stanowiły tym razem wielce znamienite osobistości. Ich Magnificencje Rektorzy największych polskich uniwersytetów wzięli udział w konferencji naukowej, której wiodącym tematem była ochrona czystości wód Bałtyku. A wczoraj – w sobotę, wraz z małżonkami wypłynęli w rejs po wodach zatoki gdańskiej. Pomysłodawcą rejsu był J.M. Rektor Uniwerstytetu Gdańskiego Pan prof. Andrzej Ceynowa, a gospodarzem – dyrektor hotelu „NEPTUN”w Juracie – Pan Adam Krupa. Ja byłem odpowiedzialny za oprawę muzyczną i całokształt „morskiego charakteru” imprezy.
Wyruszyliśmy z Helu ok. godziny 15.00. Można by powiedzieć, że „z pieśnią na ustach”. Powoli, opowieściami i piosenkami wprowadzałem gości w morski klimat spotkania. Goście raczyli się potrawami przygotowanymi przez kucharza Tawerny „Cpt. Morgan” z Helu. Wszystko szło zgodnie z planem, aż tu nagle z zachodu nadciągnęła niezwykle czarna, burzowa chmura, która w niedługim czasie hojnie zaczęła oddawać nam to, co miała do zaoferowania. W pewnym pośpiechu, w strugach ulewy przemieściliśmy się pod pokład – do kubryku. Kubryk na „Cpt.Morganie” jest luksusowy dla np. 10 osób. 20 – zmieściło się z niemałym trudem. Ja – uratowawszy mą ulubioną gitarę od niechybnej śmierci w ulewie kontynuowałem muzyczną zabawę w warunkach kubrykowych. Wcisnąłem się w kąt i grałem i śpiewałem jakby nic się nie zdarzyło. W pewnym momencie „przeskoczyłem” na repertuar bardziej lądowy. I to był strzał w dziesiątkę. Wszyscy bawili sie znakomicie śpiewając największe polskie przeboje z różnych epok. Kiedy już mogliśmy wyjść na zewnątrz, kiedy burza poszła sobie gdzieś na wschód, kontynuowaliśmy zabawę na pokładzie. Wprawdzie zawilgocony mikrofon trochę kopał prądem „w paszczę”, ale przy zachowaniu odrobiny ostrożności mini-porażenia były stosunkowo rzadkie.
;-)
A zacne Towarzystwo osiagnęło apogeum szczęścia. Śpiewali wszyscy. W międzyczasie zaproponowałem zabawę w wyplątywanie się z tzw. „marynarskich kajdanków”. Znaleźli się chętni podjąć challenge. Po udzieleniu jednej podpowiedzi, jednej z par udało się wyswobodzić z łańcuchów.
O godzinie 18.00 dopłynęliśmy do portu w Helu.
Powiem Wam, że słowa podziękowania i wyrazów uznania dla tego, co zaproponowałem uczestnikom rejsu brzmiały dla mnie jak najpiękniejsza muzyka. Wszyscy byli zachwyceni i gorąco dziękowali za doskonałą zabawę, wytworzony klimat i kunszt wykonawczy. Było i jest mi do dzisiaj bardzo miło z tego powodu. A swoją drogą, to muszę przyznać, że Ich Magnificencje POTRAFIĄ SIĘ BAWIĆ…
:-) ))))))