Smutne wieści z morza…

Dowiedziałem się, że w ubiegłym tygodniu zginął śmiercią marynarza mój starszy kolega kpt. Krzysztof Radwański. Statek (niewielka jednostka) dowodzony przez niego u wybrzeży Norwegii trafił na wyjątkowo silny sztorm, doznał uszkodzeń kadłuba, przełamał się, w efekcie czego – zatonął i leży na głębokości ok. 300 m. Krzysztof do ostatniego momentu próbował uratować jednostkę manewrując na mostku. Z wieści zasłyszanych od naszych wspólnych znajomych Krzysztof nie zdążył wsiąść do łodzi ratunkowej, w której czekali marynarze.
XXI wiek. Katastrofy i śmierć na morzu – tylko w filmach? O nie…
Krzysztof był zawodowym marynarzem – nawigatorem, a oprócz tego żeglarzem i miłośnikiem szant i piosenek tzw. turystycznych. Przychodził z żoną – Basią na moje koncerty. Poznałem go podczas mojej 1 praktyki morskiej w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni – rejsu kandydackiego na „Janie Turlejskim” jesienią 1984 roku. Wtedy pełnił funkcję IV oficera nawigacyjnego. Kiedy zobaczył i usłyszał, że śpiewam, zapraszał mnie na pogaduchy o śpiewających żeglarzach i marynarzach. Tak usłyszałem pierwszy raz o Starych Dzwonach, Mirku Pestce Peszkowskim, „Wydrach”.
Niech Ci będzie dobrze Krzyś, w marynarskim raju.

Z wieści bardziej optymistycznych – dzisiaj wróciliśmy z Kasią z safari nurkowego po Morzu Czerwonym. Niebawem napiszę relację i zamieszczę galerię.

Pozdrawiam,
Grzegorz GooRoo