Koncert Mistrzostwa Świata Finn Masters – Sopot 2014

Ha! Satysfakcja 200%.

Zagraliśmy wczoraj wieczorem (8 czerwca 2014 r.) porządny koncert z Łukaszem Łukasz Zięba dla uczestników i gości Mistrzostw Świata Finn Masters, które odbywają się na terenie Sopockiego Klubu Żeglarskiego. Graliśmy i śpiewaliśmy szanty i pieśni morskie z całego świata! Inspiracji co do kształtu repertuaru dostarczyli nam marynarze i żeglarze z różnych stron świata. I tak: bosman Johny Cash, załoga The Beatles, starszy sternik Sting, kapitan Robert Palmer, korsarze Lynyrd Skynyrd, nieustraszeni Bracia Blues, starszy flisak Frank Sinatra czy wreszcie cichy i spokojny młodszy motorzysta Marc Cohn. Ale to wszystko między innymi, bo wspierały nas międzynarodowe, znane na całym świecie przeboje operowe Wild Rover, Whiskey in the jar, Drunken sailor i inne. Publika z różnych galaktyk dała się ponieść fali i pokazała klasę prezentując czynną znajomość w formie i treści proponowanych muzycznych zakąsek i dań głównych. Nam z Łukaszem było przyjemnie. Po oznakach entuzjazmu i ekscentrycznego szału, wnioskuję, że słuchaczkom, słuchaczom, widzaczkom, widzaczom – też.

Jednak najbardziej ucieszył mnie zlot gwiaździsty postaci z różnych bajek mojego życia, które – jak się okazuje – pozostają w silnym związku z Mistrzostwami Świata Finn Masters. A te postaci to: Andre Skarka (zawodnik)z Roseville, CA – z żoną Teresą nasi uroczy Gospodarze kiedy z Kasią korzystaliśmy z Ich gościny podczas naszych włóczęg po US & A rok i 2 lata temu, Krzysztof Wilke (zawodnik – producent łodzi Finn i osprzętu – Szwajcaria) i jego najrodzończy brat Mariusz Wilke - „Mariaszek”, właściciela Studia 33 w Gdańsku, w którym nagrywałem moje 2 płyty, Włodzimierz Radwaniecki(organizator i zawodnik), kolega z równoległej klasy LO 3 z Olsztyna – osobisty brat Jeremiego, z którym studiowałem na roku w Wyższej Szkole Morskiej, Jarek Kula (zawodnik) – najrodzońszy brat Bogdana Kuli (obecnie Tomaszkowo k. Olsztyna) – organizatora pierwszych Kopyść Festiwal Piosenki Żeglarskiej. Jak to wszystko ogarnąłem, to musiałem przysiąść z wrażenia.

Ale i tak najważniejszy był finał muzycznego zamieszania: bisy, bisy, bisy!!!! Coś tak jakby wołał i bezdyskusyjnie domagał się międzynarodowy tłum zachwyconych i rozhisteryzowanych. I gdyby nie inspektor BHP w naszym duecie – Łukasz, to pewnie dalibyśmy się ponieść fali. Więc poprzestaliśmy na 3.

I tyle!  :-)

Tak było!

:-)